(oryginał: www.dzien.prv.pl)
25 września 2005
Kosobudz (gm. Łagów). Dwanaście lat samowoli
budowlanej
Kto jeszcze boi się Dariusza
P.?
Już ponad dziesięć lat władze tolerują samowolę
budowlaną zamieszkałego w Niemczech Dariusza P. Lata mijają,
instytucje ślą pisma za pismem, a on śmieje się z polskich władz,
łamiąc szereg praw budowlanych.
Inwestycja
W 1990 roku Dariusz P. nabył w Kosobudzu działkę o powierzchni
dziewięciu arów przylegającą do Jeziora Dziarg. W planach gminy
Łagów ma ona charakter rolniczy. Dariusz P. postanowił postawić
tu budynek. Obowiązujące prawo zabraniało jednak budowy obiektów
w granicy poniżej 100 metrów od przepływowych zbiorników o
powierzchni powyżej 10 hektarów, a Dziarg do takich się zalicza.
Sprawę komplikował fakt, że ma być to domek letniskowy. W
świetle przepisów nie był on nawet rolnikiem ze względu na ilość
posiadanej ziemi. Problemy te jednak udało się przeskoczyć.
Pomyłka czy oszustwo?
Trzy lata później na działce pojawił się wbrew prawu
budynek o powierzchni 56 m kw. Pod naciskiem z zewnątrz Urząd Rejonowy
w Świebodzinie wydał nakaz rozbiórki, gdyż zabudowa nie spełnia
wymogów lokalizacyjnych. Jednakże rok później ówczesny kierownik UR
Grzegorz Tomys wydał pozwolenie na użytkowanie wcześniej
postawionego budynku. Aby dostosować prawo do potrzeb Dariusza P.
zamieniono powierzchnię jeziora z 11,56 ha na 9,18 ha. Pozwoliło to
ominąć przepisy w sprawie ochrony wód powierzchniowych. Na skutek
interwencji Urzędu Gminy w Łagowie, kierownik UR przyznał się,
że popełnił błąd wydając decyzję. Niestety,
zdążył już zalegalizować bezprawne działania.
Analogia
Można by pozostawić tę kwestię zamkniętą, gdyby
nie fakt, że ta sama instytucja dokonała podobnego matactwa
doprowadzając do dzierżawy sąsiedniego Jeziora Kosobudz, zwanego
Małym. Ktoś w UR celowo skreślił na mapie numer Jeziora
Kosobudzkiego, podstawiając na jego miejsce wyschnięty akwen Jeziora
Postromie, by umożliwić dokonanie transakcji. Dopiero po interwencji
PZW, które dzierżawiło Dziarg, sprawę odkręcono. PZW jednak
musiało zapłacić za tę "pomyłkę" nabywcy
za zarybienie jeziora.
Rolnik
W dokumentach złożonych w UR w celu legalizacji budynku Dariusz P.
napisał, że jest właścicielem użytków rolnych w
Kosobudzu i w tym celu potrzebny mu budynek gospodarczy. Jeżeli liczył
na łatwowierność kierownika, to się nie pomylił.
Faktycznie posiadał on 98 arów ziemi uprawnej, ale po drugiej stronie
wioski. Żeby było ciekawiej Pan P. nie krył tego, że obiekt
ma służyć celom turystycznym, gdyż w tym czasie wydał
ulotki reklamowe zachwalające jego domek. Dopiero w 1998 roku dokupił
sąsiadującą łąkę.
G. Tomys zastrzegł, że w przypadku wykorzystywania obiektu w inny sposób,
niż na potrzeby socjalno-gospodarcze służące obsłudze
rolnej, podejmie działania. Była to tylko pro forma. Nie podjął
ich, choć było ogólnie wiadomym, że nie jest to obiekt
gospodarczy, tylko dacza.
Wolnoć Tomku w swoim domku
O ile to domek Tomka. Dariusz P. po tym incydencie poczuł się na tyle
swobodnie, że w kolejnych latach rozbudował swoją posiadłość.
I tak: samowolnie zagrodził część terenu stanowiącego własność
Skarbu Państwa, a dzierżawionego przez PZW, zablokował dostęp
do jeziora ogrodzeniem, które zostało mu rozebrane (postawił je
ponownie), zagrodził drogę gminną stawiając murowaną
bramę, zagrodził drogę nr 80 stawiając płot, samowolnie
zajął działkę należącą do starostwa
powiatowego i postawił na miejscu drewnianej chatki okazałą willę
wchodząc z budową na teren jeziora. W tym samym miejscu postawił
jeszcze jeden budynek. Na rzeczce Konotop zbudował stawek i bez pozwolenia
wbudował w sąsiedztwie szambo. Do roku 2001 praktycznie stał się
nietykalny.
Sprzedać jezioro!
W grudniu 1999 roku larum podniósł Urząd Gminy w Łagowie i Zarząd
Okręgu PZW. Jak się okazało, po dziwnej wizycie Dariusza P.,
Bolesław Frojer, ówczesny administrator Agencji Własności Rolnej
Skarbu Państwa w Lubinicku, pod naciskiem ze starostwa podjął
kroki zmierzające do wydzielenia fragmentu Jeziora Dziarg i sprzedaży
go niemieckiemu nabywcy. Posunięcie to było sprzeczne z prawem i dzięki
interwencji radnego gminy Łagów, pan Frojer porzucił ten zamiar -
mimo, że przeprowadzono już kosztowny podział geodezyjny. Od tego
czasu Dariusz P. rozjuszył się na dobre i zaczął ciskać
gromy w stronę niewygodnych urzędników. Ci jednak, którzy mogliby coś
zrobić, milczeli. Dlaczego?
Kierownik UR
Wszystkie wątki prowadzą w tę stronę. On sam i jego urzędnicy
nie kiwnęli palcem, by ukrócić poczynania Dariusza P., pomimo
rzetelnych informacji spływających od osób zainteresowanych. W roku
1999 sprawy UR przejęło Starostwo Powiatowe. Do końca pierwszej
kadencji, to jest do 2002 roku, ten urząd także nie przyczynił się
do ukrócenia samowoli. W międzyczasie Henryk Czajkowski - wójt Gminy
Łagów, zlecił odtworzenie działek firmie GEOMAP. W wyniku ich
pracy jednoznacznie potwierdzono naruszenie granic w wielu miejscach. Na skutek
zmian administracyjnych w kraju z UR wydzielił się samodzielny
Powiatowy Inspektorat Nadzoru Budowlanego. Pisma trafiały teraz w jeszcze
jedno miejsce.
Inspektor
We wrześniu 2000 roku mogło się wydawać, że sprawa
nabierze tempa, gdyż w imieniu wspomnianej instytucji, inspektor nadzoru
budowlanego - Władysław Rudowicz, wszczął postępowanie
administracyjne. Nic jednak bardziej mylnego. Sposób postępowania
inspektora, kolejne pisma i wizje lokalne w asyście różnych urzędników,
a nawet prokuratora, jeszcze bardziej rozwlekły sprawę. Zainteresowani
odnoszą wrażenie, że było to zamierzone działanie Władysława
R. Daje się słyszeć o czysto prywatnych relacjach łączących
Dariusza P. i inspektora. Świadkowie twierdzą, że widzieli jak
Dariusz P. gościł w jego domu. Ważne są jednak fakty.
W samym tylko roku 2002 przeprowadzono dwie wizje, na które nie stawił się
Dariusz P. Według prawa za niestawiennictwo grozi kara grzywny. Inspektor
nie zrobił nic, by wyegzekwować tę karę. Ale to tylko szczegół.
Inne niedociągnięcia są o wiele poważniejsze. W sprawie postępowania
Władysława R. stanowisko zajął Lubuski Wojewódzki Inspektor
Nadzoru Budowlanego, stwierdzając braki i nieprawidłowości:
"materiał dowodowy nie jest zebrany wyczerpująco. Inspektor
naruszył przepis art.33 KPA. Prowadził sprawę przewlekle naruszając
tym samym art. 35 §3 i §5 KPA. Rażącym naruszeniem prawa jest
zawieszenie postępowania w sprawie ogrodzenia. Brak w aktach sprawy wyjaśnień
zrealizowanych ogrodzeń na pozostałych nieruchomościach, także
od strony jeziora Dziarg". Jego samego jednak ta opinia nie wzruszyła.
Do dzisiaj zwleka z wyegzekwowaniem dwóch decyzji i wydaniem trzeciej oraz
przynależnego mu prawa do przeprowadzenia rozbiórki nielegalnie
postawionych obiektów. Jak sam przyznał, jest to możliwe "szczególnie
w przypadku bogatych osób".
Prokuratura
Tutaj trafiła w końcu sprawa. Świebodzińska Prokuratura
umorzyła jednak postępowanie z niewyjaśnionych przyczyn. Wiadomo
tylko, że pani prokurator zarzuciła prywatnie Władysławowi
R. niekonsekwencje w stosowaniu prawnych środków do egzekucji decyzji
przez niego wydanych. Sam odmówił komentarza na temat umorzonego postępowania.
Warto podkreślić, że otrzymał on decyzję w tej sprawie
i nie skorzystał z prawa do odwołania się do Prokuratury Okręgowej.
Dopiero na wniosek radnego Czesława K., Prokuratura w Zielonej Górze
uchyliła postanowienie wydane w Świebodzinie, przywracając bieg
sprawie.
Stanowisko zajął w końcu zarząd powiatu. Wicestarosta
Franciszek Karczyński przyznał, iż doszło do naruszenia
prawa przez Dariusza P. i zapowiedział zlecenie ponownego wznowienia
przedmiotowych granic. Raz jeszcze będzie wykonywana praca, której dokonał
w 1999 roku GEOMAP. Kto za to zapłaci? Mieszkańców Kosobudza przeraża
taka bezradność. Na dodatek, według zdobytych przez nas
informacji, wytyczane będą tylko granice południowe. Na temat całej
reszty nic nie wiadomo. Czy czekają nas więc kolejne lata samowoli
budowlanej w Kosobudzu? Kto jeszcze boi się Dariusza P.?
aj
(zamieszczono za zgodą autora tekstu)